Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
T.W T.W
143
BLOG

O zdeformowanym portrecie Szczecina ‘70

T.W T.W Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

W pierwszych tygodniach bieżącego roku (2008 TW) szczeciński oddział Instytutu Pamięci Narodowej opublikował album "Zbuntowane miasto. Szczeciński Grudzień '70 - Styczeń '71". Zawiera on przede wszystkim 445 fotografii sporządzanych podczas rewolty robotniczej w Grudniu '70 i Styczniu '71, a także w trakcie pochodu pierwszomajowego 1971 roku. Większość z nich zrobili fotograficy "Kuriera Szczecińskiego" (Stefan Cieślak), "Głosu Szczecińskiego" (Marek Czasnojć), "7 Głosu Tygodnia" (Maciej Jasiecki) i Polskiej Agencji Prasowej (Andrzej Wituszyński). Autorami stu kilkudziesięciu fotografii są anonimowi funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Wybór ten uzupełnia ponad sto kadrów pochodzących z filmów kręconych przez trzy ekipy Ośrodka Telewizyjnego Szczecin, których operatorami byli Lechosław Trzęsowski, Leszek Rydliński i Eugeniusz Eysymont. Tylko parędziesiąt zdjęć zostało wykonanych z ukrycia prywatnymi aparatami fotograficznymi, w tym przez Janusza Piszczatowskiego, asystenta operatora szczecińskiego OTV oraz przez Zbigniewa Wróblewskiego, instruktora fotografii w Wojewódzkim Domu Kultury na Zamku Książąt Pomorskich. Przynajmniej setka odbitek z tej fotodokumentacji wcześniej już była prezentowana, nierzadko wielokrotnie, w różnych wydawnictwach zarówno krajowych cenzurowanych, jak i pozacenzuralnych, a także emigracyjnych czy w prasie zachodniej.

Całość poprzedza stronicowa przedmowa pracowników Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej dr Małgorzaty Machałek i Pawła Miedzińskiego. W jej zakończeniu napisano, że album "ma częściowo uzupełnić wiedzę o tych ważnych wydarzeniach z naszej przeszłości i przypomnieć, jak doniosłą rolę odegrał wówczas Szczecin", a większość tekstu poprzedzającego tę konkluzję odnosi się do technicznej strony opracowania zdjęć. W nieco zmienionej i rozszerzonej wersji znajduje się to również w "Kilku uwagach o fotografowaniu i filmowaniu" Pawła Miedzińskiego. Gołym okiem widać, że nad publikacją nie czuwał kompetentny redaktor, który zapewne usunąłby powtórzenia. Wstęp historyczny "Grudzień '70 i jego następstwa" napisał dr Eryk Krasucki. Na końcu wydawnictwa znajduje się trzyakapitowe Post Scriptum, trzystronicowe Kalendarium grudniowo-styczniowego przełomu, skromna Bibliografia dotycząca Grudnia '70 oraz Spis ilustracji.
Najważniejsze zarzuty odnoszące się do rzeczonej składanki zdjęć i tekstów to nie tylko zaprzepaszczenie szansy przedstawienia uniwersalnego charakteru grudniowego doświadczenia, lecz także chociażby usystematyzowania faktów powszechnie znanych w literaturze przedmiotu. Przyjęta koncepcja doboru i prezentacji fotografii tworzy w istocie fałszywy obraz tego najważniejszego rozdroża w dziejach Polski Ludowej. Koncentrują się one - wbrew zapowiedziom z przedmowy - na niszczycielskim i chuligańskim wymiarze Grudnia '70, nie zaś na pierwszym i jedynym w historii PRL strajku generalnym, który 18-22 grudnia 1970 roku opanował ponad 120 przedsiębiorstw aglomeracji szczecińskiej znajdującej się w stanie niemal oblężenia, a miał swoją drugą turę 22-25 stycznia 1971 roku, kiedy to podobnie strajk w formie czynnej bądź solidarnościowej objął przynajmniej 38 zakładów pracy. Jak inaczej bowiem zinterpretować np. wyeksponowanie zdjęcia palącego się milicyjnego gazika w zapowiedzi pierwszego rozdziału "Rewolta uliczna"? Zresztą i dalej obrazów tego oraz jeszcze jednego pojazdu MO - także mimo zapewnień z przedmowy ("Staraliśmy się także ograniczyć ujęcia nazbyt się powtarzające") - jest aż kilkanaście. Sceny te dają czytelnikowi do zrozumienia, co oczywiście jest nieprawdą, że bez mała na każdym rogu palono samochody milicji. Niestety, te zdecydowanie dominujące zdjęcia nie ukazują - wszak ukrywanego przez komunistów - pokojowego wymiaru demonstracji robotników. Także dalej mocno wyeksponowane są zniszczenia, burdy, chuligaństwo, splądrowane sklepy i - pod koniec rozdziału "Między strajkami" - tzw. materiał poglądowy MO, który stanowi aż 40 milicyjnych zdjęć szczecinian z boku, wprost i z profilu. Fotki te w większym stopniu odzwierciedlają mentalność esbeków i inspirowanych oraz kontrolowanych przez bezpiekę żurnalistów, aniżeli rzeczywistość społeczną późnego Gomułki czy wczesnego Gierka.

Z podobną interpretacją odbiorca spotka się również przy lekturze zamieszczonego rysu historycznego. Poprzez brak rzetelności powielono stereotypy ukształtowane jeszcze przez peerelowską propagandę, co zupełnie wypacza edukacyjny cel publikacji. Akcenty są tu rozłożone tak, że wydaje się, iż stroną poszkodowaną byli głównie "...ciężko ranni zostali funkcjonariusze, którzy wpadli w ręce protestujących" (s. 12), prowokowani żołnierze (s. 13) oraz "Przerażeni sytuacją i świadomością mogącego nastąpić wkrótce linczu funkcjonariusze [którzy] strzelali w dużej mierze na oślep" (ibidem). Natomiast "W brutalnym starciu ulicznym manifestanci byli wyraźnie górą" (s. 12), tłum był "coraz bardziej podekscytowany i agresywny" (ibidem), "agresja manifestantów wzrastała wraz z rozwojem zdarzeń" (s. 13), a naporu demonstrantów nie powstrzymały nawet pierwsze ofiary śmiertelne (ibidem). Zdaniem autora, 18 grudnia rano pod stocznią śmiertelnie raniono dwie osoby "z powodu incydentów sprowokowanych przez obie strony konfliktu" (s. 14). Lucjan Adamczuk, doradca grudniowego i styczniowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego, współautor strajkowych postulatów, zbulwersowany wymową albumu zareagował słowami: "Szkoda, że autorzy nie zweryfikowali z nami esbeckich zdjęć i dokumentów. Żyje przecież jeszcze wielu świadków, którzy jak z tego wynika, pamięć mają lepszą niż Instytut Pamięci Narodowej". Podobnego zdania o tym dokonaniu są również inni szczecińscy aktywni uczestnicy Grudnia '70 i Stycznia '71, a wśród nich chociażby Józef Kasprzycki, wiceprzewodniczący grudniowego Komitetu Strajkowego w "Warskim" czy Edmund Bałuka, przywódca styczniowego Komitetu Strajkowego w tej stoczni. Niewykluczone, że autorzy mieli świadomość własnej bezradności, o czym pośrednio świadczyć może uwaga z przedmowy "Kolejność rozdziałów wynika z ich ważności tematycznej", podczas gdy osiem fotograficznych części wypacza rzeczywisty obraz i przebieg zdarzeń. Już bowiem następny rozdział "Płonący komitet", zawierający dodatkowo zdjęcia spod Komendy Wojewódzkiej MO, niejako unieważnia epicentrum rewolty ulicznej. Przecież to pod gmachami milicji w "czarny czwartek" 17 grudnia doszło do najgwałtowniejszych starć z milicją i wojskiem, to tam padły pierwsze strzały do szczecinian, wskutek których śmierć spotkała 12 spośród 13 tego dnia zabitych (jedna osoba zginęła od kul żołnierskich pod aresztem śledczym). Ustawienie rozdziału "Strajk grudniowy", który miał miejsce 18-22 grudnia, przed narzuconym 17 grudnia "Stanem wyjątkowym", a także przed "Krajobrazem po walkach" [ulicznych - M.P.], trwających jedynie 17 i 18 grudnia, błędnie sugeruje, że zniszczenia były następstwem... robotniczego strajku. Notabene wprowadzenie do rozdziału, mającego obrazować początki solidarnej samoorganizacji protestujących robotników, zilustrowano zdjęciem transparentu "Strajkujemy aż do zwycięstwa", pod którym znajduje się samotna kobiecina na tle muru i ogrodzenia, co w wymowie swojej może być - w zależności od odbiorcy - tragiczne lub żałosne, ale na pewno nie przywodzi na myśl, że był to de facto pierwowzór Sierpnia 'SO. Zresztą sporo chaosu w chronologii jest także w ramach poszczególnych części, np. dopiero po "Strajku grudniowym" zamieszczono zdjęcie (fot. 225) "Zarządzenia porządkowego" Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Szczecinie o wprowadzeniu godziny milicyjnej 17 grudnia 1970 roku. Badacze z IPN-u nie uniknęli również ewidentnych błędów merytorycznych. Przykładowo, w kalendarium, obejmującym również trójmiejski Grudzień '70, pada informacja, iż podczas rewolty grudniowej śmierć poniosło 16 osób (s. 214). żaden inny tekst w albumie nie podaje wprost czy choćby pośrednio, że pod koniec 1970 roku na ulicach Szczecina, Gdańska, Gdyni oraz Elbląga zginęły 44 osoby. Z kontekstu również nie wynika, iż autorom chodzić mogło właśnie o Szczecin '70. Zresztą, posługując się wzniosłym zwrotem o "wartości najwyższej, dla której warto poświęcić życie" (cyt. z "Post Scriptum"), autorzy jednocześnie nie poświęcili ani jednej strony tym, którzy życie właśnie wtedy stracili. Pozostali anonimową (o ironio! błędną) liczbą. Poza Jadwigą Kowalczyk próżno szu­kać nazwisk, zdjęć czy bliższych informacji o nich. Idea pamięci narodowej została więc wyartykułowana przedrukiem gazety ze stycznia 1971 roku (s. 175), na której wzmianka o zabitych jest jedną z dziesięciu innych, np. "Neohitlerowcy i chadecy gloryfikują «Żelaznego kanclerza»", "N. Podgórny w Aleksandrii" albo "Konferencja prasowa amb. Buchera". Całkowitej uwadze autorów uszło - co też wynika z oficjalnych danych  - 1I7 rannych osób cywilnych, w tym 68 od ran postrzałowych, a przecież do końca życia inwalidami poruszającymi się na wózku pozostali Zdzisław Nagórek i Teresa Olesińska. To wręcz niewiarygodne, że po dekadach zafałszowań, które zresztą zrodziły szereg mitów na temat liczby ofiar i po bez mała dwóch dziesięcioleciach demokratycznej Polski, z taką nonszalancją potraktowano tą kwestię. To, co gorsza, nie jedyny przykład w tym zakresie. Nie należało dopuszczać do druku książki, w której - pomimo corocznego przypominania listy ofiar śmiertelnych batalii grudniowej - podaje się (s. 13) błędne imię (Janina) Jadwigi Kowalczyk, 16-letniej dziewczynki, która, obok tak samo 16-letniego (!) Stefana Stawickiego, jest najbardziej symboliczną ofiarą ślepej przemocy w Szczecinie. Sporo innych jeszcze, poważnych nieścisłości mieści się na tejże tylko stronie 13. Historyk podaje, że 17 grudnia 1970 roku na ulicach Szczecina zginęło 12 osób, natomiast następnego dnia w okolicach stoczni "Warskiego" poległy dwie, co w sumie dowodzi jakoby w naszym mieście było 14 ofiar śmiertelnych. Kogo zatem autorzy albumu z grona ofiar usunęli, czy stało się to w wyniku prac badawczych, czy jest kolejnym rażącym zaniedbaniem? Czyżby liczba 16 poległych w Szczecinie, której dotychczas nikt nie zakwestionował, a od kilkunastu lat wyryta jest obok pamiątkowej płyty przy stoczniowej bramie głównej, była zawyżona? Przypomnę tylko, że już 18 stycznia 1971 roku na czołówce opublikował ją "Kurier Szczeciński" (co zresztą autorzy zreprodukowali na stronie 175). Nie trzeba wcale być szczególnie wnikliwym, by dostrzec szereg innych oczywistych kłamstw, np. że I sekretarz KC PZPR Edward Gierek wieczorem i nocą z 24 na 25 stycznia 1971 roku podczas bezprecedensowej w dziejach obozu państw tzw. socjalistycznych dziewięciogodzinnej konfrontacji z robotnikami w "Warskim", nie zgodził się jedynie (ponownie s. 13) na cofnięcie podwyżki cen z 12 grudnia 1970 roku. Faktycznie oparł się on również - co wszak można przeczytać w nierzadko drukowanej liście strajkowych rewindykacji - innym dość zasadniczym postulatom: (pkt 6) "Żądamy rzetelnych informacji o sytuacji politycznej, gospodarczej w Stoczni i kraju ..."; (pkt 8) "Żądamy wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do osób, które spowodowały podanie do środków masowego przekazu informacji o zobowiązaniach rurowni w dniu 19 stycznia 1971 roku", jak też (pkt 9) "Żądamy opublikowania naszych postulatów w lokalnych środkach masowego przekazu do dnia 25 stycznia 1971 roku". Sukcesor Władysława Gomułki, odrzucając te dezyderaty, używał przy tym cenzorskiej argumentacji: "Są pewne ramy, które muszą być, wiecie, zachowane! Ja przez to nie chcę powiedzieć, że nie należy rozszerzać zasięgu tej informacji. Tylko wy nie żądajcie takiej demokracji - prawda - dla, jak to się mówi, wszystkich! I dla przyjaciół i dla wrogów! Takiej demokracji wy nie żądajcie!" (cyt. za: "Rewolta szczecińska i jej znaczenie", oprac. E. Wacowska, Paryż 1971, s. 44).

Są też inne zdumiewające przykłady. W "Post Scriptum" (s. 211) napisano, że pierwsza "Solidarność" działała przez kilka miesięcy. I chociaż nie wątpię, że w szczecińskim IPN-ie nie ma osoby, która nie wiedziałaby, iż powstała w Sierpniu '80 "Solidarność" została stłamszona dopiero 13 grudnia 1981 roku, narzuconym stanem wojennym (czyli tzw. karnawał "Solidarności" trwał ponad rok), to wstyd mi, że taką "wiedzę", autoryzowaną przez szanowaną instytucję, otrzymują młodzi odbiorcy. Nie sposób dociec powodów. Dyskredytujące są podpisy wielu fotografii. Trudno również zrozumieć, dlaczego pod bez mała połową zdjęć - z których znaczna część jest dość łatwa do zidentyfikowania - ich w ogóle nie ma. A przecież decydujący wpływ na wartość tego typu wydawnictwa ma nie tyle opublikowanie materiału ikonograficznego, ile przede wszystkim przyłożenie się do jego rzetelnego opracowania. Na części plansz np. błędna jest topograficzna identyfikacja, w tym np. budynków (fot. 122) rzekomo znajdujących się "pod KW MO". Co więcej, na niektórych planszach zgoła każdy z kilku zamieszczonych podpisów razi zupełną ignorancją. Wbrew bowiem temu, co napisano na stronie 80, to nie Mieczysław Dopierała, przewodniczący grudniowego Komitetu Strajkowego w "Warskim", podaje mikrofon stoczniowcowi (fot. 140) i nie Lucjan Adamczuk prosi o głos (fot. 141). Także na stronie 82 zdjęcia nie przedstawiają Adamczuka (fot. 147), Marii Jolanty Jakimowicz (fot. 148) czy Dopierały (fot. 149). Z kolei na stronie 200 to nie Artur Bezia (fot. 424) dzieli się chlebem z Gierkiem. Obok jednego z trzech prezentowanych zdjęć trójmiejskich, często w różnych publikacjach przywoływanych, można przeczytać, że przedstawia ono pochód robotników w Gdańsku (fot. 12), podczas gdy rzecz dotyczy Gdyni. Zaś płonący w Szczecinie na ulicy Parkowej samochód do przewożenia milicjantów (fot. 47) nie został sfotografowany przez esbeka, jak to podano, lecz przez Wiesława Kawalca, czytelnika szczecińskiego dodatku "Gazety Wyborczej", która zamieściła je w wydaniu z 17-18 grudnia 1994 roku. Zrobił on także zdjęcie z okolic ulic Stanisława Dubois i Sławomira (fot. 25), przypisane Andrzejowi Wituszyńskiemu. Przynajmniej dwa zdjęcia (fot. 297 i 344) są odwrócone, czyli oglądać je należy przykładając... lusterko. Czy jest sens podawać kolejne przykłady tego osobliwego foto-melanżu? W zasadzie wszystkich błędów rzeczowych, tych przywoływanych i jeszcze innych, można było stosunkowo niewielkim nakładem pracy uniknąć. Wystarczyło dochować staranności oraz dokładnie zapoznać się choćby z podstawowymi publikacjami odnotowanymi w bibliografii, które przedstawiają aktualny stan badań nad Grudniem 1970. Uniknięto by też przekłamań z kategorii zaniechań i niedopowiedzeń. Przykładowo, autorzy "Post Scriptum" podają, co zresztą nieco wcześniej zilustrowane jest kilkoma zdjęciami w rozdziale - zatytułowanym tak, jak figuruje to w esbeckich dokumentach - "Żałobna manifestacja", że "1 maja 1971 r. społeczeństwo upomniało się o pamięć poległych", podczas gdy uwadze ich uszło, iż na transparentach pisano również "Żądamy ukarania winnych masakry bezbronnych ludzi" albo "Żądamy ukarania winnych zbrodni grudniowych". Próżno jednak w całym albumie znaleźć choćby akapit na temat śledztwa wszczętego 8 października 1990 roku przez Prokuraturę Marynarki Wojennej w Gdyni na polecenie i pod nadzorem ministra sprawiedliwości, a zmierzającego do "ustalenia osób, które na szczeblu centralnych władz administracyjno-milicyjnych wydały polecenie użycia broni, oraz osób, które wydały taki rozkaz na szczeblu bezpośredniego dowodzenia". W ramach tego bezprecedensowego w naszych dziejach postępowania prokuratorskiego przesłuchano ponad 4 tysiące osób. Tak samo milczy się o procesie sądowym, wszczętym po przedstawieniu 7 kwietnia 1995 roku aktu oskarżenia, którym objęto 12 osób, w tym między innymi gen. Wojciecha Jaruzelskiego.

reedycja artykułu dr Michała Paziewskiego

więcej

T.W
O mnie T.W

Analityk obszaru postradzieckiego, europejskie rynki energetyczne, polski system polityczny. Współpracuje z Fundacją Instytut Badań i Analiz Politologicznych w obszarze analiz i publikacji politologicznych. Charakteryzuje się brakiem nieufności do pracy nie narzucanej zewnętrznie. Opinie prezentowane na tym blogu są tylko i wyłącznie poglądami autora.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura